Na całym świecie coraz częściej mówi się o konieczności rozbierania niepotrzebnych barier na rzekach, gdyż nie tylko dewastują one całe ekosystemy, nie spełniają swoich funkcji, ale stanowią też często zagrożenie dla ludzi. U nas w planach jest z kolei budowa kilku stopni wodnych, więc nie dość, że nie podążamy z duchem zmian na lepsze, to jeszcze chcemy pogorszyć stan naszych (i tak już zdewastowanych) rzek. Jakie korzyści płyną z rozbiórki tam i czy w Polsce jest to możliwe?
Rozbiórka tamy wiąże się z powrotem życia do rzeki. Powracają do niej ryby, które odzyskują swoje szlaki migracyjne, a wraz z nimi pojawia się wiele gatunków ptaków, ssaków, gadów i płazów. Sprzyja to rozwojowi rybołówstwa i wędkarstwa, co przynosi korzyści ekonomiczne dla całego regionu. Są to zyski, które można podzielić na szerszą skalę i całą społeczność, w przeciwieństwie do sytuacji, w której zyski z tamy płyną jedynie do jej właściciela. Gdy rzeka wraca do życia, wraz z nią rozkwita cały obszar, który staje się atrakcyjny turystycznie dla wędkarzy, kajakarzy, czy miłośników przyrody.
Na świecie bariery rozbiera się już to od wielu lat. W Stanach Zjednoczonych rozebrano już ok. 1500 tam, w Europie ich liczba sięga ok. 3500. Często są to ogromne budowle, takie jak 36-cio metrowa zapora Vezins we Francji. W 2018 r. w Estonii zburzono tamę Sindi, co wyswobodziło jedną z największych estońskich rzek – Paarnu.
Świetnym przykładem tego, jak rozbiórka tamy prowadzi do rozkwitu życia lokalnych społeczności i odrodzenia się przyrody jest wyburzenie tamy Edwardsa na rzece Kennebeck w Stanach Zjednoczonych w 1999 roku. Wybudowanie tej tamy zatrzymało migracje 12 gatunków ryb, co doprowadziło do drastycznego spadku ich populacji, a tym samym – lokalna społeczność utraciła ważne źródło dochodów. Połów łososi w sezonie niegdyś opiewający na 500 ryb spadł do 5 sztuk. Rzeka straciła życie, wraz z nim usługi ekosystemowe, a przede wszystkim zdolność do oczyszczania wody. Kennebeck stała się wysypiskiem odpadów, martwym i cuchnącym problemem dla mieszkańców. Walka o usunięcie tamy trwała wiele lat. Lokalna społeczność zrozumiała, że skorzysta na przywróceniu rzeki do życia gospodarczo, rekreacyjnie i wizerunkowo. Na efekty rozbiórki nie trzeba było długo czekać – ryby odzyskały dostęp do dawnych siedlisk aż do źródła rzeki. Łososie, śledzie i jesiotry powróciły do Kennebeck, a wraz z nimi wydry, niedźwiedzie, bieliki i czaple. Woda w rzece powróciła do ruchu i zaczęła rozlewać się, przelewać i pracować, co wpłynęło na poprawę jej jakości i natlenienia. Mieszkańcy zaczęli czerpać korzyści z wędkarstwa, kajakarstwa i obcowania z naturą. Rzeka niegdyś martwa, stała się siedliskiem łososi i sprawiła, że region cieszy się największą populacją śledzia rzecznego na wschodnim wybrzeżu Stanów. Było to możliwe, ponieważ usunięcie tamy Edwards zapoczątkowało falę rozbiórek kolejnych tam, dzięki czemu ciągłość rzek była odnawiana, przyroda się rozwijała, na czym korzystały lokalne społeczności.
Czy w Polsce możliwe jest rozbieranie barier?
Wszystkie bariery w Polsce mają negatywny wpływ na rzeki, starzeją się i stwarzają coraz większe zagrożenie dla ludzi, wymagają coraz większych środków z budżetu państwa na utrzymanie. Z przyczyn kulturowych i społecznych oczywiście nie wszystkie da się usunąć jak np. zaporę wodną na Sanie w Solinie. Natomiast znaczną część barier dałoby się rozebrać lub przebudować – z korzyścią zarówno dla przyrody, jak i ludzi.
„Likwidacja tamy często jest rozwiązaniem nie tylko najbardziej korzystnym środowiskowo, ale też tańszym z perspektywy zapewnienia bezpieczeństwa ludziom. Jest to działanie poprzedzone dokładnymi badaniami i analizami, wymaga czasu i wielu przygotowań” – mówi dr Alicja Pawelec z Fundacji WWF Polska – „Należy dążyć do tego, aby stopniowo zlikwidować w Polsce tamy, które nie spełniają istotnych funkcji społecznych i ekonomicznych. Często mówi się o tamach w kontekście hydroelektrowni. Energia wodna jest jednak nieopłacalna i nieekologiczna. W Polsce prąd z hydroelektrowni zapewnia 6 razy mniej energii niż turbiny wiatrowe i w całym miksie stanowi zaledwie 1,2%. Ponadto, zbiorniki zaporowe (niezbędny element elektrowni wodnych) emitują metan i dwutlenek węgla, tym samym jeszcze bardziej pogłębiając kryzys klimatyczny. Utrzymywanie zapór z tego względu jest nieopłacalne” – dodaje.
W tej chwili w Polsce prowadzone są nieliczne projekty przywracania drożności ekologicznej rzek, np. Białej Tarnowskiej, czy Górnej Raby. Obecnie największa tama, jaka zostanie rozebrana w Polsce to tama na zbiorniku w Wilkowicach. Jest w złym stanie technicznym, a błędy konstrukcyjne zagrażają życiu i zdrowiu ludzi. Koszty utrzymania tamy są wysokie, zaś koszt jej usunięcia jest szacunkowo co najmniej 3 krotnie niższy niż koszt napraw. Technologie bezpiecznego dla ludzi i środowiska wyburzania tam są na świecie znane – wystarczy czerpać z tej bazy wiedzy i doświadczeń. Najwyższy czas dostrzec korzyści płynące z uwolnionych rzek, a zatamowane i martwe koryta powinny stać się reliktem przeszłości. Pytanie jest więc nie o to, czy i jak, ale KIEDY zacząć burzyć tamy.
Więcej informacji o tamach oraz petycja w sprawie wstrzymania budowy nowych tam i rozbiórki tych niepotrzebnych: http://bit.ly/StopTamom
Infowire.pl / WWF